Niemiecki Drowned wyrobił sobie renomę dzięki demo Viscera Terrae, na którym udzielał się Mors Dalos Ra z Necros Christos. Debiutancki album zespołu, Idola Specus z 2014 roku okazał się lekkim rozczarowaniem, choć nie można powiedzieć, aby była to płyta w pełni nieudana. Zwyczajnie zabrakło na niej czegoś, co sprawiłoby, że chciałbym do niej wracać z taką częstotliwością, jak do Viscera Terrae. Muzykę Drowned cechuje głównie atmosfera tajemniczości, nie zawsze jednak zdolną podtrzymać uwagę słuchacza przez kilkudziesiąt minut. Ujmując to prościej: chwilami Drowned zwyczajnie przynudza, choć czuję się niezręcznie, pisząc takie słowa w stosunku do zespołu grającego na tak wysokim poziomie.

Czy podobnie jest na Procul His, na którą przyszło czekać aż dziesięć lat? I tak, i nie. Wydaje się, że na nowej płycie zespołowi udało się lepiej wyczuć balans między szybkim, klasycznym death metalem, a atmosferycznymi death/doom metalowymi fragmentami. Drowned stawia jednak na nastrój, nie brutalność czy ekstremę – znajdziemy tu sporo ciekawych motywów i nośnych riffów. Przez cały czas słyszymy, że mamy do czynienia z muzyką wysmakowaną, tworzoną przez ludzi znających ją od podszewki. Na język ciśnie się banalne porównanie do lampki dobrego wina i faktycznie twórczość Drowned adresowana jest raczej do koneserów niż do żuli spotykających się pod Żabką. Jak zwykle nagrana na zawodowym poziomie (wspaniale brzmiące bębny!) potrafi wciągnąć na całe 43 minuty trwania. Skłamałbym jednak, pisząc, że nie pojawiają się na niej dłużyzny – przy całej mojej sympatii dla tego zespołu wciąż brakuje mi tu kropki na „i”, która pozwoliłaby mi ustawić ich kiedyś w jednym szeregu z Morgoth, Benediction czy Immolation. Procul His to płyta, która może się świetnie sprawdzić podczas długiej podróży lub samotnego spaceru po odludnych miejscach, ale niekoniecznie jako stały element codziennej playlisty. W odpowiednim miejscu i czasie może jednak być strzałem w dziesiątkę. (MS)

Transport Morski